Brak prądu, brak internetu, brak łóżka do spania, brak sklepów w pobliży przez cały weekend… Brzmi jak koszmar? Nie dla nas, bo właśnie w taki sposób chcieliśmy spędzić ten czas – oddalając się od zgiełku miasta, ciągłego napływu informacji ze świata, dźwięku messengera i czytania maili. A co wybraliśmy? Nocleg pod namiotami, ognisko, naturę, dobre towarzystwo i… spływ kajakowy! Mała Panew, nazywana nie bez powodu Opolską Amazonką okazała się świetną przygodą 🙂
Właśnie tak spędziliśmy weekend 7-9 lipca, realizując kolejne zadanie z naszej listy na 2017 rok.
Namiot, ognisko i guacamole, czyli jak się przygotować na spływ kajakowy
W piątek po pracy pojechaliśmy do Ozimka, gdzie w gospodarstwie agroturystycznym Agro-Ranczo rozbiliśmy namioty. Wieczorem rozpaliliśmy ognisko, by ciesząc się jego ciepłem zjeść upieczone na kijach kiełbaski z przepysznym guacamole zrobionym na miejscu przez mojego brata. Idealny zestaw na przygotowanie się na spływ kajakowy 😉
Mała Panew – spływ kajakowy z krajobrazem niczym z National Geographic
W sobotę o godz. 8.00 wyruszyliśmy busem na początek naszej przygody. Na ten dzień mieliśmy przewidzianą długą trasę z Zawadzkiego do Staniszczy Wielkich. Początkowo pogoda nam bardzo sprzyjała, bo było dość ciepło, ale słońce nie prażyło – to dobre warunki na tak długą trasę. Woda miała ok. 20 stopni a dno było w większości piaszczyste, więc nie było problemów, kiedy trzeba było przenieść czy przesunąć kajak. A takiego przenoszenia było naprawdę sporo, bo poziom wody momentami sięgał kilku centymetrów co powodowało, że kajak osiadał na mieliźnie.

Niesamowita w tej trasie była jej dzikość i naturalność. Spływ kajakowy taką rzeką to, prawdziwe obcowanie z naturą. Nie bez powodu Mała Panew zyskała przydomek Opolskiej Amazonki. Człowiek może się tam poczuć jak uczestnik wielkiej, oddalonej o tysiące kilometrów od domu wyprawy. Poza spokojnymi fragmentami spływu, pojawiały się też i takie, które wymagały nie lada wysiłku przy manewrowaniu. Wystające z wody konary, kamienie, przechylone nad strumieniem drzewa czy zmieniająca się wartkość nurtu dostarczały kolejnej dawki adrenaliny. Pod koniec trasy zerwał się mocny wiatr, a niebo zaszło ciemnymi chmurami. Szybko zatrzymaliśmy się na pierwszej możliwej dzikiej plaży, gdzie chowając się pod drzewem przeczekaliśmy deszcz, który lunął jak tylko wyszliśmy z kajaków.
Sprawdź koniecznie naszą wyprawę na Sky Walk – Ścieżkę w chmurach w Dolni Morava.
Kiedy chmury się rozeszły, ruszyliśmy dalej. Pokonanie trasy z ok. godzinnym przystankiem na posiłek, zajęło nam aż 9 godz. Byliśmy mokrzy, zmęczeni, ale mimo wszystko szczęśliwi i zrelaksowani – udało nam się zresetować 😉
Oczywiście wieczorem kolejne ognisko, a potem sen, bo rano dalszy ciąg wyprawy.
Drugie oblicze Małej Panwi
Niedzielny spływ kajakowy, to już typowy relaks. Na tym odcinku Mała Panew jest szersza i głębsza. Było bardzo słonecznie a trasa była krótsza, więc nigdzie nam nie było spieszno. Łącząc kilka kajaków razem, delektowaliśmy się okolicznościami przyrody.

Trasa ze Staniszczy Małych do Ozimka zajęła nam ok. 3 godzin łącznie z przystankiem na dzikiej plaży, gdzie zacumowaliśmy kajaki, żeby móc zanurkować i popływać w wodzie dla ochłody.
Zmęczeni, ale zrelaksowani – spływ kajakowy pełen wrażeń
Chociaż taki wyjazd potrafi zmęczyć fizycznie i zmusza do swego rodzaju wyjścia ze strefy komfortu, bo bywa mokro, zimno i momentami trzeba mocno wiosłować, to jednak potrafi odprężyć psychicznie, pozwala zapomnieć o obowiązkach, pracy, mieście, życiu przed monitorem.
Na pewno jeszcze nie raz wybierzemy się w taką wyprawę! Jeśli masz swoje ulubione miejsce na spływ kajakowy, to napisz. Chętnie poznamy inne ciekawe miejsca 🙂
Szczególne podziękowania dla Wojtka, który na swoje barki wziął całą organizację wyjazdu. Wiem, że napotykałeś na wiele trudności, ale spisałeś się doskonale! 🙂
Świetna sprawa! Zrobimy podejście w przyszłym roku, w tym Sara jest jeszcze za mała na kajaki. Zgłoszę się po kilka podpowiedzi 🙂
Na pewno polecamy każdemu. Nas Mała Panew bardzo zauroczyła. Właściciel kajaków, które wypożyczaliśmy powiedział nam, że jego najstarsza klientka miała 78 lat, a najmłodsza dopiero 3 miesiące! Myślę, że to szaleństwo, ale jak Sara nieco podrośnie, to niewątpliwie warto się tam wybrać 🙂